aktualizowane 22:36, 28 Mar 2024

Wiesz o czymś ciekawym? Napisz do nas e-mail: info@superfakty.pl

Niemiecki Minister Spraw Zagranicznych znalazł sposób na zwiększenie bezpieczeństwa. To między innymi inwestowanie w imigrantów zamiast w zbrojenie.

Czy akcje propagandowe, kursy dla uchodźców to lepsza inwestycja w bezpieczeństwo, niż silna i dofinansowana armia? Zdaniem Sigmara Gabriela szefa MSZ Niemiec tak. Polityk sprzeciwia się temu, aby Niemcy przeznaczały 2% swojego PKB na obronność. Więcej pieniędzy woli za to wydać na imigrantów.

- „Wydajemy przecież 30-40 mld euro na integrację prawie miliona uchodźców. Uważam, że to też jest wkład w stabilność i bezpieczeństwo” – powiedział – „Aby dojść do 2% na armię musielibyśmy przeznaczyć na ten cel dodatkowo 25 mld euro rocznie”.

Wypowiedź Gabriela była odpowiedzią na ultimatum Jima Mattisa, który zagroził, że USA zmniejszy swoje zaangażowanie w obronę krajów, które do końca roku nie zwiększą swoich wydatków na wojsko do wymaganych 2% PKB.

Polska, jako jeden z pięciu krajów sojuszu spełnia ten warunek. Poza nami są to: USA, Wielka Brytania, Grecja i Estonia. Minister Macierewicz zapowiedział nawet, że dąży do tego, aby wydatki osiągały 3%. Obecny poziom finansowania wystarcza na utrzymanie 120 tysięcznej armii, zdaniem ministra powinna ona jednak liczyć minimum 150 tysięcy osób. Politycy coraz częściej wypowiadają się też o tym, że Polska powinna posiadać broń atomową lub zostać włączona w "amerykański system obrony atomowej".  

Stara maksyma mówi: "Chcesz pokoju, gotuj się do wojny". Najwyraźniej Niemcy wolą walczyć długopisami.

Zbigniew Heliński; fot. Combat Camera, st.chor.mar. Arkadiusz Dwulatek